Siedem miesięcy później.
Ciąża przebiegała prawidłowo.Okazało się że urodzę dziewczynkę.Chłopcy traktowali mnie jak jajko.
Marco przychodził codziennie sprawdzał czy dobrze się czuję i przynosił owoce i warzywa.
-To...Josephine.
-Elizabeth.
-Helena.!
-Helga.!-piłkarze dyskutowali w salonie.
-Helga.!? Was już całkowicie porąbało.?!Może nazwiecie ją Brunhilda.!!
-Ale Helena to ładne imię.-uśmiechnął się Reus.
-Żadnej Heleny nie będzie to moje dziecko i nazwę ją jak chce.!
-Ale kochanie to także moje dziecko.
-Ale nie nazwiesz jej Josephine koniec i kropka.!-wykrzyczałam i poszłam do ogrodu.
-Ostatnio zrobiła się bardzo agresywna.-zaśmiał się Kuba.
-To chyba przez ciąże.
-Ma wahania nastrojów ale idzie się przyzwyczaić.-zaśmiał się Gotze kochanie jedziemy na trening.
-Ja też jadę.
-O nie jeszcze się przewrócisz i sobie coś zrobisz.
-Ale Marco ja nie jestem chora.!
-Nie!
Gdy piłkarze pojechali na trening zadzwoniłam do Ani .Umówiliśmy się na mały shopping.
Spotkaliśmy się w centrum.
-Hej.!
-Cześć.!co będziesz kupować.?
-Nie wiem jeszcze może jakieś spodnie w nic się nie mieszczę.
-Oj nie jest tak źle-uśmiechnęła się Lewandowska.
-Musimy zdązyć zanim chłopcy wrócą z treningu.
-Czemu.?
-Wujek Marco będzie zły że wychodzę z domu tylko po to żeby chodzić po sklepach..
-Oni są gorsi niż baby.wiesz już jak chcesz nazwać małą.?
-Ann lub Natalia.Chłopcy stawiają raczej na helgę i Josephine.-zaśmiałam się.
-Kuba proponował Helgę.?
-Tak skąd wiesz.?
-Chciał tak nazwać Oliwkę.
Po dwóch godzinach zakupów wróciłam do domu.Obładowana torbami weszłam do mieszkania.
-Alicja połóż te torby nie możesz dźwigać.
-Marco cholera. zachowujesz się jakby to ty był w ciąży.Jeszcze raz wyskoczysz mi z jakimś zakazem to cię normalnie zabiję.!!
Reus wrócił do śmiejących się piłkarzy a ja poszłam po szklankę wody.
-Marco w ciązy ciekawy byłby widok.
-Też bym chciała go zobaczyć.-usiadłam obok Mario.
-Jedziemy jutro do moich rodziców okey.?
-Okey.
**
Rano obudziły mnie promienie słońca.Wstałam i ubrałam się .Mario spał jak zabity.
-Mario rodzę.-krzykał am z kuchni.
-Jedziemy do szpitala.!!-Piłkarz biegał po całym domu.To nie rodzisz.?-stanął przede mną
-Musiałam cię jakoś obudzić.
-Mnie stado słoni i czołg nie obudzi-zaśmiał się Gotze.
Droga zajęła nam dwie godziny.Drzwi otworzyła nam mama Mario/.
-Nie spodziewaliśmy się was wejdźcie/.
-Wiecie jak nazwiecie maleństwo.?-spytał tata przy obiedzie.
-Josephine.-wypalił Mario.
-Żadna Josephine. Myślałam nad Ann.
-Musicie przyjeżdżać do nas częściej jak się mała urodzi.
-Postaramy się-uśmiechnęłam się
Do domu wróciliśmy wieczorem.
-kocham cię.-brunet objął mnie w pasie.
-Ja ciebie też.
-Nasze maleństwo stworzymy prawdziwą rodzinę.
-----------------------------------------------
Mamy kolejny komentujcie :*
Pozdrawiam:D
Super super. Robi się ciekawie. Najlepszy Marco ha ha uśmiałam się :D Pozdrawiam i zapraszam do mnie http://skradles-mnie.blogspot.com/ ;**
OdpowiedzUsuńRozdział Świetny ;D czekam na następny <3.
OdpowiedzUsuńHahaha Marco , leże i nie wstaje :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle super ;)
Czekam na nexta ;3
Pozdrawiam ;*
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńMarco jest bardziej troskliwy niż Mario c;
Mam małe pytanie: Czy mogłabyś mi dać linka do zdjęcia w tle? Bo jest prześliczne ;**
Z góry dziękuję i pozdrawiam.
cudowny <33
OdpowiedzUsuńubóstwiam to opowiadanie !
czekam na więcej!
Marco najlepszy !
cdudy jak zawsze xD
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na 9 i 10 http://skradles-mnie.blogspot.com/ ;**
OdpowiedzUsuńZapraszam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńhttp://wwwkochamcieborussiodortmund.blogspot.com/